Muzyczne credo Reformacji – rozmowa z Magdaleną Cieślar

Czy istnieje dobra muzyka kościelna i czy Bachem muzyka w Kościele stoi? O muzyce w duchowości luterańskiej i o tym, jak Luter dał kobietom głos w Kościele rozmawiamy z Magdaleną Cieślar.

Czym dla luteranki jest muzyka?

Posłużę się i przytoczę piękne słowa Philippa Harnoncourta „O czym nie można mówić, to można, a nawet trzeba – jeśli nie wolno milczeć – wyrażać śpiewem i muzyką”. Muzyka jest moim powietrzem, którym oddycham… ogniem, którym płonę… wodą, która obmywa i koi… ziemią, która ukorzenia.

Zbliżające się 500-lecie Reformacji to również jubileusz muzyki…

O, cudownie byłoby mieć kapsułę czasu i przemierzyć szlak muzyki kościelnej. Myślę, że doznając bezpośredniego kontaktu, wiele zmieniłoby się w naszym rozumieniu i jej postrzeganiu tylko przez pryzmat pozostawionych teorii. No cóż, muzyka, do której mamy dostęp i poznanie przez źródła pisane, podlega nieustannym odkryciom, badaniom i wciąż aktualizującej się interpretacji.

Na ile reformacyjna muzyka i poezja kościelna – szczególnie ta tworzona przez Lutra i Gerharda – zrewolucjonizowała odbiór muzyki sakralnej w ogóle.

Luter i Gerhardt to niekwestionowane postaci świata teologii, poezji i muzyki… im samym można poświęcić odrębną rozmowę i przybliżyć ich wielki wkład w dzieje muzyki kościelnej z pozostawioną poetycką i muzyczną spuścizną. Luter powiedział: „muzyce wyznaczam najwyższe miejsce i najwyższe zaszczyty – tuż za teologią. Nie zmieniłbym tej odrobiny wiedzy o muzyce na żadne wspaniałości”, a muzykowanie poprzez śpiew, grę na lutni i flecie oraz słuchanie muzyki towarzyszyły mu przez całą życiową wędrówkę. Zasługi Lutra są bezcenne, choć dla wielu ciągle jednak kontrowersyjne. Dzięki Lutrowi inaczej przeżywamy muzykę sakralną. Czy jesteśmy dziś w stanie wyobrazić sobie kościoły luterańskie bez instrumentów, śpiewu? I to śpiewu, do którego mają dostęp nieliczni? Śpiewu w niezrozumiałym języku, a jako lud nie możemy w nim uczestniczyć, że nie wspomnę o „kobieta niechaj milczy w kościele” ? W obecnych czasach nie wyobrażam sobie, że mogłabym przyjść do kościoła, w którym muzyka, śpiewy nie istniałyby i nie dawały chrześcijańskiego poczucia wspólnoty, wzajemnej bliskości, jedności, a przede wszystkim ogromnej radości wielbienia Stwórcy i Jego dzieła.

Dzięki reformatorowi, możliwość uczestniczenia w kościelnym życiu muzycznym zrewolucjonizowała wszystko. Śpiewać mogli wszyscy bez względu na płeć. Pokusiłabym się o żartobliwe stwierdzenie, że Luter był prekursorem feminizmu, a nawet tak modnego i dziś wszystkich emocjonującego gender. Powstawały pieśni wielogłosowe, wzbogacone ze skarbca muzyki ludowej. Śpiewano w języku ojczystym, przez co intensywniej uczono się czytać aby potem swobodnie wspólnie muzykować. Teksty np. Paula Gerhardta pozwoliły przebywać w świecie poezji religijnej. Takie zjawisko pobudzało duszę do religijnej kontemplacji oraz kształtowało sakralną estetykę nie tylko muzyczną. Dostępność i powszechność kontaktu z muzyką, poezją wpłynęły nie tylko na sam jej rozwój, ale także rozwój ogólnospołeczny. To właśnie Marcin Luter sprawił, że obecny chrześcijański świat chyba już nie wyobraża sobie egzystencji bez czynnego udziału w kościelnym muzykowaniu.

Wszystko, co trzeba zrobić to nacisnąć odpowiedni klawisz w odpowiednim momencie – tak przynajmniej miał powiedzieć Bach o komponowaniu dobrej muzyki.

Ach, Bach… najdoskonalszy muzyk wśród teologów, a teolog wśród muzyków… i to kolejna wielka luterańska chluba. To nasza największa muzyczna perła, która stanowiła, stanowi i będzie stanowiła o jestestwie luterańskiego Kościoła. W wymiarze muzycznym, nie byłoby Bacha bez Kościoła, ani Kościoła, jakim go znamy, bez Bacha… to symbioza obligatoryjna.

Kanony, a przede wszystkim gusta od czasów Bacha mocno się zmieniły, choć muzyka Lipskiego Kantora – póki co – niepodzielnie króluje w ewangelickich kościołach.

Oczywiście gusta muzyczne od czasów Bacha zmieniają się pod wpływem wielu czynników, wpływa na to stan wiedzy, doświadczenia, szeroko rozumianej postawy, ale nie zmienia się, bo stałe i aktualne jest przesłanie religijne jego muzyki. Bach i jego pietystyczny, muzyczny duch będzie zawsze rozbudzał i zmieniał muzyczne gusta. Oczywiście każdy ma swój ogląd świata, gust i na swój indywidualny sposób będzie odbierał jego muzykę. Są tacy, którzy potrzebują odpowiedniej oprawy, „żabocików i binokli”, ideologii, wnętrz i splendoru koncertowego dla samej wielkiej muzyki, a inni zaś przeżytego muzycznego sacrum wynikającego z przesłania wartości treści i muzyki podanej w prostej formie, np. w domowym czy kościelnym zaciszu.

A jaka jest tajemnica dobrej muzyki kościelnej dzisiaj?

Dobra muzyka? Pojęcie względne… „dobra” według mnie, znaczy taka, której chce się słuchać, która nas porusza i pozytywnie oddziałuje. Różne gatunki są dobre dla różnych ludzi, to kwestia gustu, który kształtuje się od najmłodszych lat w drodze domowego, szkolnego wychowania i edukowania. W Kościele „dobra muzyka” będzie określana przez różne grupy wiekowe. Często bywa, że proste teksty i rytmy z wpadającą melodią w ucho będą uważane za dzieło „dobre”, a kompozycje ambitne, trudne z innowacyjnymi środkami muzycznymi będą odrzucane, bo po prostu z racji trudności odbioru nie będą przemawiały. W naszym kraju bardzo wiele zaczęło się zmieniać od lat 90-tych kiedy to zew wolności przyniósł więcej muzycznych kolorów i smaczków. Dostęp do Internetu, nagrań, wszelkich światowych materiałów muzycznych spowodował otwarcie się na różnorodne brzmienia i gatunki. Nasze gusta się zmieniały i zaczęliśmy dokonywać własnych i bardziej świadomych wyborów muzycznych. Kościelna muzyka ze swym kanonem piękna również podlega nieustannej ewolucji. Liturgiczne śpiewy, chorały jak i pieśni, poszerzane są o różnorodne formy i środki wykonawcze jednak jej muzyczne elementarne piękno zawsze nawiązywać będzie do korzeni.

Spór o muzykę kościelną toczony na różnych forach dyskusyjnych, również w Internecie, pokazuje, że ewangelikom wciąż zależy na muzyce sakralnej i to wykonywanej na dobrym poziomie.

Oczywiście, że ewangelikom zależy na dobrym poziomie, pragnę tylko jeszcze raz podkreślić, że ten dobry poziom determinuje wiele czynników. Mamy różne parafie, ludzi, księży, każdy ma indywidualny ogląd świata, który niesie albo i też nie, zamiłowanie do sztuki, muzyki. Muzyczne tradycje regionu, czy też konkretnej parafii mają wpływ na kształtowanie bytu muzyki w Kościele. Jednak największe bogactwo tkwi w zasobach ludzkich, a wektorami dobrego wykonawczego poziomu jest nie tylko muzyczna edukacja, ale i zarazem chęć wiernych do muzycznego rozwoju i czynnego uprawiania muzyki w Kościele.

Na ile spór między zwolennikami „gitary i perkusji” a „organów i chorału bachowskiego” jest prawdziwy?

Jak wiele ludzkich gustów i muzycznych przekonań tak wiele „sporów” jaki rodzaj muzyki w Kościele winien być uprawiany. Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego, gdzie tradycje muzyczne są bardzo silne i to nie tylko przez wzgląd na bogate zwyczaje muzyczne regionu, ale także na liczbę luteranów. Pamiętam, że muzyka towarzyszyła mi od dziecka w domu, w szkole, w kościele. Przeżyłam wszystkie możliwe formy muzykowania w zespolikach i chórkach dziecięcych, zespołach młodzieżowych, chórach szkolnych, kościelnych, regionalnych. Te różnorodne formy przyniosły możliwość uczestniczenia w tzw. ”gitarach i perkusjach” jak i „organach i chorale bachowskim”, które kształtowały moją wrażliwość dla każdego z brzmień. Poszczególne gatunki i formy muzyczne dobierane były na potrzeby konkretnych grup. Każde pokolenie miało możliwość i pole do swobodnego działania muzycznego. Zresztą, w starotestamentowych psalmach czytamy o różnorodnych formach wielbienia Boga właśnie za pomocą instrumentów perkusyjnych, śpiewów i tańców. Kościół oczywiście trwać będzie przy muzycznych korzeniach i nawiązywać będzie do Lutra i Bacha, ale nie może się zamykać na inne brzmienia, formy i gatunki. Warto przy tej okazji wspomnieć o innych postaciach protestanckiej muzyki m.in. Praetorius, Schütz, Händel, Telemann, Purcell, Mendelssohn, Brahms, Reger, Distler, a w Polsce m.in. Mikołaj Gomółka, Wacław z Szamotuł, Gawlas, Hławiczka, Hadyna, Sztwiertnia, Sikora, Gabryś.

Młodzi ludzie chcą i mają też prawo do wielbienia Stwórcy muzyką jaką lubią i czują w sobie, mają prawo do mocniejszych brzmień, śpiewów a nawet starotestamentowych pląsów. Jeżeli jest to szczere, przemawia do innych (a nie musi do wszystkich) to dlaczego nie „gitary i perkusja”? Nie można negować i zabronić szczerego modlitewnego tańca, śpiewu i „bębnienia”. Zachowajmy dla jednych „organy”, a dla innych „bębny”. Kościół wraz ze swymi wiernymi absolutnie nie utraci na tym, że będzie mógł radować się różnorodnym bogactwem piękna muzycznego.

Dlaczego ewangelikom, a szczególnie luteranom tak trudno uwolnić się od Bacha?

Uwolnić się od Bacha? Ha, od wszystkiego można się uwolnić jeżeli tylko bardzo tego chcemy (śmiech), ale czy faktycznie chcemy? No oczywiście, że nie… mówię za siebie… nie wyobrażam sobie egzystencji bez niezawodnego katharsis i radości. Bach jest dla mnie śpiewem, tańcem, radością i bólem, medytacją, to moje chrześcijańskie muzyczne credo. Kościół luterański ma wspaniałego muzycznego teologa i nie jest absolutnie możliwym, aby się od niego uwolnić, zresztą po co? Czyż on sam nie jest doskonałym muzycznym kaznodzieją? Czyż jego muzyka, szczególnie ta wokalna nie jest formą doskonałego kazania? Muzyka dociera w najgłębsze pokłady naszej duszy i potrafi poruszyć najczulsze struny. Bach i jego dzieła to płynąca muzyką ponadczasowa Ewangelia.

Dawniej w kościołach organizowano nabożeństwa kantatowe, obecnie dużą popularnością cieszą się warsztaty gospel

Nie ma co się dziwić, że warsztaty gospel cieszą się popularnością. Dają one wszystkim uczestnikom ogromną radość ze wspólnego muzykowania i religijno-muzycznego uniesienia. Coraz więcej pokoleniowych rodzin spotyka się i śpiewa gospel, to płynąca wielka śpiewacza energia.

Jakie będzie właściwie miejsce muzyki w kościołach i w Kościele, zakładając postępującą sekularyzację i konieczność ponownego przetłumaczenia treści religijnych współczesnemu człowiekowi?

Nie martwmy się o sekularyzację w Polsce, a tym bardziej o miejsce muzyki w kościele. Muzyka w kościele była, jest i będzie, a w czasach obecnych jest jej zdecydowanie więcej. Rola muzyki w kościele była zawsze ważna i tak pozostanie. Myślę, że bardziej można kierować myśli i zadać sobie pytanie jaka będzie w przyszłości, jaki przybierze kształt, kto i jak będzie ją wykonywał oraz jakim nośnikiem będzie dla chrześcijańskich wartości. Zaobserwować możemy, że współczesny człowiek jest bardzo zmęczony tempem i ilością przekazywanych informacji, zagubił się w swych emocjach, relacjach z bliźnim. Potrzebuje ewolucyjnego resetu i powrotu do korzeni swojego jestestwa, odnalezienia swojego sacrum, a tym może być właśnie muzyczna modlitwa w słuchaniu, w śpiewie, w tańcu np. z Bachem… bo jak rzekł kiedyś Luter „gardzić muzyką to zwykłe dziwactwo”.

Dziękuję za rozmowę.

www.luter2017.pl/muzyczne-credo-reformacji-rozmowa-z-magdalena-cieslar